Oddaj życie Jezusowi
– Niech się dzieje dobro. Janek kiedyś wspomniał, że chciałby wspierać chorych w szpitalach. Chorzy czekają na dobre nowiny.- tak kończy swoje spisywanie świadectwa Magda, nie we wpisie, tylko w kolejnym sms, pisanym na szybko. Im więcej się dowiaduję, tym bardziej myślę, że to co się wydarzyło w ostatnim czasie było z pewnością działaniem Boga w życiu Janka i w naszym. Świadectwo o Janku, który oddał swoje życie Jezusowi, i do którego przyszedł kapłan z Jezusem podczas konania na oddziale covidowym./ Ania
Mówi Ania:
Trzy lata temu w listopadzie 2017 umówiliśmy się z Jankiem w kaplicy adoracji. Usiedliśmy w pierwszej ławce tuż przed Jezusem. Rozmawialiśmy. Modliliśmy się. Wtedy też Janek przed Jezusem i w naszej obecności oddał życie Jezusowi. Oddał swoją chorobę i to, co miało być dalej. Swoją przyszłość. Potem była spowiedź, nieszpory, podczas których Janek rozłożył swój gruby brewiarz i wspólna Msza Święta. Po trzech latach Jezus pamiętał o Janku w godzinie śmierci.
– Mam złe informacje od Janka (pisała Magda): Kaszel razem z krwią i się dusi. Lekarze robią, co mogą, Nie ma sił pisać ani rozmawiać. Jak się dowiedzieć czy w szpitalu Janka jest kapelan? -dostałam sms w piątek / 20.11./ wieczorem i za chwilę kolejny – O ile wiem nie ma wstępu na Covidowy oddział dla kapłanów.
– Rób co Ci serce mówi Bóg zna Janka serce i Twoje i o nic się Magda nie martw.
I tak zaczęła się walka o kapłana dla umierającego, czy może wejść, czy się znajdzie i czy dotrze w porę. Nikt na oddział wejść nie może, a kapłan? A Jezus? Modlimy się o kapłana dla Janka i o umocnienie go w cierpieniu! Tego wieczoru było mnóstwo wiadomości, telefonów.
Mówi Magda:
M.in. zaszła pomyłka w zapisanym numerze, dodzwoniłam się kilka razy nie do tego szpitala. Kapłan już był gotów iść i wszystko było ustalone, gdy okazało się, że mówimy o dwóch różnych szpitalach i do tego akurat temu konkretnemu kapłanowi iść nie wolno mimo, że w podległym sobie szpitalu na oddzial covidowy iść mógł. Do innego kapłana nie można się było dodzwonić. Zrobiło się w międzyczasie dość późno i znowu pojawił się kolejny problem, a ew. wizyta kapłana przełożona została na kolejny dzień. Dla mnie jako osoby, która szczególnie towarzyszyła Jankowi duchowo w tym czasie, pociechą w tym wszystkim było to, że Penitencjaria Apostolska udzieliła już w marcu, w czasie pierwszej fali pandemii odpustu zupełnego dla cierpiących na COVID, opiekujących się nimi, a także dla osób na kwarantannie i innych dotkniętych pandemią. Więcej informacji dostępnych link
Penitencjaria Apostolska wydała specjalny dekret udzielający odpustu zupełnego wiernym zarażonym koronawirusem, przebywającym na kwarantannie, a także pracownikom służby zdrowia, rodzinom i wszystkim w jakikolwiek sposób dotkniętym tym problemem. Odpust zupełny to pomoc, jakiej udziela Kościół, aby przeżywać epidemię w duchu wiary i osobistego nawrócenia. By go otrzymać należy odrzucić wszelkie przywiązanie do grzechu, uczestniczyć we Mszy poprzez środki masowego przekazu lub po prostu pomodlić się. „Powinno być to połączone z wolą spełnienia zwykłych warunków odpustu, czyli przystąpienia do spowiedzi sakramentalnej, komunii świętej oraz odmówienia modlitwy według intencji Ojca Świętego, kiedy to stanie się możliwe” – czytamy w dekrecie. – link
Zdążyłam przesłać Jankowi sms–a z tą informacją o odpuście zupełnym. Kilka dni później, gdy było już bardzo źle (w piątek wieczorem) wysłałam mu też informację, że z zachowaniem wszystkich procedur jest możliwość, by przyszedł do niego kapłan. Wiedziałam, że to największy dar, który można mu ofiarować, bo nie można mu było towarzyszyć w odchodzeniu na inny sposób niż modlitwą, a on opowiadał mi kiedyś jak istotne jest takie towarzyszenie przy osobie konającej, bo sam miał takie doświadczenie towarzyszenia takiej osobie i tego ile dawała takiej osobie modlitwa i obecność drugiego człowieka. Dla Janka Eucharystia była jak powietrze. Kiedy tylko mógł, przyjmował ją codziennie. A więc w tym momencie, oprócz ogromnego cierpienia fizycznego spowodowanego chorobą, to odłączenie od Komunii oraz bliskich osób było dla niego szczególnie dotkliwe.
Była jednak nadzieja, że Janek dotrwa i otrzyma dla siebie dar najcenniejszy. Rano miała zadzwonić w tej sprawie do kapłana córka Janka, bo okazało się, że procedury są takie, że to rodzina zgłasza zapotrzebowanie na odwiedziny kapłana lub sam chory i trzeba zapytać lekarza o zgodę. Podejrzewam, że pierwotnie nikt nawet nie podejrzewał, że przyjście kapłana na oddział covidowy jest możliwe.
Poprosiłam koleżankę z Warszawy o modlitwę za Janka. Ona przekazała prośbę swojej wspólnocie ,,Jezus na Stadionie” i zaczęli się modlić, każdy w swoim domu m.in. za Janka już w czwartek. W modlitwę za Janka włączyło się wiele osób z tej wspólnoty, która miała z piątku na sobotę i tak wyznaczony czas modlitwy. Niektóre osoby miały w sercu szczególne wezwanie do modlitwy za Janka, takie przynaglenie. Kilka osób, oprócz godzinnych dyżurów modlitewnych, podjęło dodatkowo modlitwy w nocy. Ja skończyłam się modlić w Toruniu ok. 4 rano, a ok. wpół do czwartej dołączyła nie wiedząc o tym, że ja kończę modlitwę, Ewa z Warszawy i jak się później okazało jeszcze jedna osoba ze wspólnoty warszawskiej (po prostu obudziły się i zaczęły się modlić). Osoby budziły się w nocy poza swoim dyżurem modlitewnym i spontanicznie się dodatkowo modliły. Warszawa, więc modliła się m.in. o kapłana dla Janka.
Mówi Ania:
W sobotę do południa przyszedł do mnie kolejny sms, kopia sms od Janka wysłana przez Magdę
Dziekuje za kaplanaisakrent chorych – sms napisany własnoręcznie przez umierającego, dziękującego za kapłana i sakrament chorych.
– Bogu niech będą dzięki. Maryja przyprowadziła kapłana. – pisała Magda.
– Widzisz Bóg naprawdę żyje i działa – odpisałam do Magdy.
– Tak, Udało się. Mam potwierdzenie! – Dostaję w odpowiedzi.
– I co najlepsze JEZUS bardzo kocha Janka i dba o niego naprawdę. Bóg daje dowody swojej miłości. Bóg spełnia obietnice – nabożeństwo 9 pierwszych piątków miesiąca, które Janek odprawił. Od kilku lat, kiedy tylko się dało, codzienny Różaniec. Cudowny medalik. Eucharystia. Szkaplerz. Janek to prawdziwy Boży Wojownik i Bóg dba o niego.
Mówi Magda:
A dlaczego zaczęłam szukać kapłana? Zastanawiałam się gorączkowo co jeszcze mogę zrobić dla Janka. Jak mogę mu pomóc. Pisałam do znajomych, przyjaciół, kapłanów, zgromadzeń zakonnych. Prosiłam o modlitwę. Łasin, Rybno, Łagiewniki, Obory. Gdzie się dało. Pomóc konającemu w mękach człowiekowi, którego poznałam dzięki Bogu .
Szukając tak pomocy dla Janka napisałam między innymi do Ani, która modliła się za Janka wraz z ojcem Stanisławem Janigą trzy lata wcześniej, w 2017 roku. Jakiś czas po tej modlitwie, o ile dobrze pamiętam, udało się lekarzom Jankowi na tyle skutecznie pomóc, że pomimo trwającej (wtedy jeszcze tylko jednej białaczki krwi – białaczka szpiku doszła później) wrócił do prawie pełnej sprawności. Prowadził samodzielne życie. Ba, wrócił nawet do tradycji corocznych pieszych pielgrzymek z przyjaciółmi do Gietrzwałdu, gdzie dzielnie maszerował z plecakiem i zdumiewał nawet zdrowszych i silniejszych przyjaciół! Jeździł na rowerze. Pomagał przyjacielowi w pasiecie. Dołączył do wspólnoty Wspólnota Życia Chrześcijańskiego działającej przy kościele Ojców Jezuitów w Toruniu. Angażował się bardzo czynnie w comiesięczne Czuwania grupy Czuwania za Ojczyznę. Służył radą, czasem i obecnością bliskim i przyjaciołom, a także przypadkowo napotkanym potrzebującym. Modlił się za żywych i umarłych.
Skontaktowałam się z Anią, a ona napisała, by skontaktować się z ojcem Stanisławem. I podała mi link do strony ośrodka Warszawskiej Prowincji Redemptorystów w Lubaszowej: Nawet na początku nie skojarzyłam, że to chodzi o tego samego kapłana, który modlił się za Janka kilka lat wcześniej. Szukając kontaktu do poleconego przez Anię ojca, na stronie do kontaktu z ojcem Stanisławem, do której link mi podała znalazłam to świadectwa o. Łukasza Barana: redemptor.pl/zdejmuje-habit-zaklada-ochronny-kombinezon. I link do materiału filmowego link.
Gdyby nie to świadectwo, nawet bym nie wiedziała, ze wizyta kapłana na oddziale covidowym jest możliwa. I nie byłoby księdza u Janka. Nikt z nas nie sądził, że to możliwe. Jak pisałam wcześniej podejrzewam, że ani ja, ani bliscy Janka, ani on sam nie sądziliśmy, że to w ogóle możliwe.
Mówi Ania:
Bóg jest sprawcą spraw niemożliwych! Do dzisiaj pamiętam modlitwę 3 lata temu z Jankiem w kaplicy adoracji przed Jezusem. Janek ma niesamowitą wiarę i miłość do Boga!! A Jezus nie zapomina o swoich! Kiedy zobaczyłam ten sms z literówkami, wysłany przez Janka do Magdy i dalej przesłany od niej do mnie:
,,Dziękuje za kaplanaisakrent chorych”- byłam mocno dotknięta.
Poczułam się jakbyśmy znowu byli w trójkę razem jak wówczas na tej modlitwie. Ja dałam link do strony, ksiądz Stanisław dał telefon do jednego kapelana (dopisek Magdy: jak się okazało ten akurat posługiwał w szpitalu na Batorego i był chętny, a Janek był w innym szpitalu, ale dzięki tej informacji i gotowości już dwóch kapłanów fala poszukiwań wreszcie ruszyła). Duża wspólnota ludzi modliła się za Janka w imię Jezusa, a to niezwykła siła. Modlić się wspólnotowo to prawdziwy ogień!
Nikt z rodziny nie mógł być przy umierającym, nikt z przyjaciół, ale kapłan z Jezusem tam byli. Jezus zawsze dotrzymuje danego słowa. Janek oddał swoje życie Jezusowi, a Jezus też dał mu obietnicę, że go nie zostawi. W czasie epidemii wirusa, gdzie wszystko jest niewiadome, mam jeszcze większą pewność, że Jezus Chrystus Król króluje w życiu tych, którzy oddają mu swoje życie. Janek zmarł do południa w niedzielę 22 listopada w Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata.
Mówi Magda:
Janek jakieś dwa lata temu zawierzył swe życie Maryi wg rekolekcji Św. Ludwika. Mówił mi, że w tych czasach trzeba się ukryć w sercu Maryi. Te same rekolekcje zaczęły się wczoraj w ramach Różańca do Granic Nieba
Maryja w sobotę przyprowadziła mu kapłana. Kapłan przyszedł do niego w sobotę, gdy było wspomnienie Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny. Janek odszedł dzień później, w Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata, a równocześnie w dzień wspomnienia Św. Cecylii – patronki muzyki kościelnej (marzył o śpiewie w kościele i zapisał się nawet do studium organistowskiego, w czego kontynuacji przeszkodziła mu choroba).
W dniu odejścia Janka, 22 listopada 2020 roku, śpiewany był Psalm 23 (ponoć bardzo mu bliski), a tam m.in. te słowa:
Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną *
przez wszystkie dni życia
i zamieszkam w domu Pana *
po najdłuższe czasy.
Rok kalendarzowy Janek kilkanaście minut po północy zaczął od modlitwy Drogi Krzyżowej na ścieżce kalwaryjskiej w Gietrzwałdzie, niedaleko miejsca jedynych uznanych przez Kościół objawień Maryjnych w Polsce (jednym z 12 takich miejsc na świecie). Modliłam się razem z nim. Zapytałam go nawet, czy to nie za smutna modlitwa jak na początek Nowego Roku. Był pewien, że jest właściwa.
Boże, dziękuję Ci za dar przyjaźni Janka i to jak ukazujesz, że dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych. I ta historia nie ma końca. Dzieją się rzeczy po ludzku niewytłumaczalne i piękne. Myślę, że będzie więcej świadectw. Świadectw innych ludzi, którym dane było Janka poznać. Pozostawił po sobie piękne dziedzictwo w sercach wielu osób.
Jedni wierzą, inni nie. Ale jak dotyka nas śmierć najbliższej osoby, szczególnie w osamotnieniu z powodu pandemii, gdy nie można bliskiej osobie towarzyszyć choćby trzymając kogoś za rękę, ocierając pot z czoła czy podając wodę, czy modląc się przy niej to zdajemy sobie sprawę, że w sercu pragnęlibyśmy nieba przychylić, a teoretycznie nie można zrobić nic. Na szczęście tylko teoretycznie. Jest rzeczywistość wymykająca się materialnemu poznaniu i w tej materii można uczynić wiele. Obecnie mnóstwo osób cierpi w szpitalach w osamotnieniu, ogarnia ich nieraz depresja i załamanie. Gdy ktoś wierzy, jest mu łatwiej. Gdy ktoś nie wierzy wali mu się wszystko. Bez względu na to czy ktoś wierzył i praktykował, czy nie warto jednak przekazać informację, którą podaję. To wielki znak Miłosierdzia Bożego, a patrząc tylko po ludzku nie jesteśmy w stanie nawet wyobrazić sobie, co się dzieje w duszy, która zbliża się do przejścia na drugą stronę. Jeśli możemy, choć minimalnie dodać jej nadziei czy otuchy, zróbmy to. W historii, która przydarzyła się mojemu najbliższemu przyjacielowi na dniach okazało się, że przy zachowaniu procedur sanitarnych można nawet sprowadzić kapłana na oddział COVID-owy. A tu informacja, że nawet tam gdzie kapłan nie dotrze, Bóg tak. Warto pomóc pacjentom na tę prawdę się otworzyć. Choćby ich poinformować o decyzji Penitencjarii Apostolskiej o możliwości uzyskania odpustu zupełnego dla cierpiących na COVID. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. / Magda
Wydarzyło się naprawdę 11/2017 i 11/2020
JEZUS niech będzie uwielbiony